sobota, 12 września 2015

Rozdział 9





            Obudziły mnie promienie, które wpadały przez okno. Powoli otworzyłam oczy, po czym zauważyłam, że nie jestem w swoim pokoju. No tak wczoraj ojciec Kastiela jak i on sam nie pozwolili mi pójść do domu ze względu na godzinę. Postanowiłam, że po cichu ulotnie się z tego domu, nie wiadomo co Kastielowi odwali, choć jest jakiś inny niż kiedy go poznałam. Szybko wstałam z łóżka, ubrałam swoją bluzę i po cichutku zeszłam na dół. Na szczęście nie napotkałam się na nikogo. Ubrałam buty i wyszłam. Jak na październik to zapowiada się ładna pogoda.
            Zjadłam śniadanie, wzięłam prysznic i ubrałam nowe ciuchy. W poniedziałek ma być sprawdzian z angielskiego, więc wypada się trochę pouczyć.

#Kastiel
            Obudziłem się o 12 jak zawsze. Wziąłem prysznic i poszedłem zrobić sobie śniadanie. Po drodze zapukałem do pokoju gdzie nocowała Katina, ale nikt nie odpowiadał więc wszedłem do środka i co zobaczyłem pustkę. Szybko zbiegłem na dół zobaczyć czy może jednak jest w kuchni ale myliłem się.

#Kastina
            Jest już 16:30 a ja nie mogę zapamiętać tych głupich słówek. Nagle usłyszałam na dole trzask. Zeszłam na dół zobaczyć co to, ale na szczęście to tylko mama, cóż coś długo balowały.
    -Cześć Katina.
    -Mówiłaś, że będziesz późno ale, że aż tak. A gdyby się tu coś stało?
    -A stało?
    -Nie.
    -Mam dla ciebie wiadomość. Dzwoniła ciocia Titi i zaprosiła nas w poniedziałek, a że do niej jedzie się prawie dwie godziny, więc nie będzie cię w ten dzień w szkole.
    -Naprawdę! Super! –ominie mnie sprawdzian.
    -Co się tak cieszysz, czyżbyś miała jakąś klasówkę?
    -Ależ skąd po prostu długo jej nie widziałam.
    -Na pewno. –ależ nie lubię jak tak się patrzy na mnie.
    -Tak, tak. –powiedziałam i wróciłam do pokoju, a mama poszła do kuchni. Zamknęłam książkę i rzuciłam ją gdzieś w kąt.

***

   -Ciocia! –pobiegłam do cioci i rzuciłam się jej w ramiona.
    -A kogo my tu mamy?! Przecież to moja mała chrześnica. –zaśmiała się i potargała mi włosy.
    -Ciociu, nie mam 5 lat.
    -Chodźcie przygotowałam pyszny obiad. –co do obiadków to robi najlepsze.
            Spędziłyśmy miło dzień, ciocia wypytywała mnie o jakieś nie dorzeczne rzeczy. Czy mam chłopaka i takie inne. Potem mówiła, że gdy ona była mała to miała już niejednego chłopaka, cała ciocia.
    -Muszę jutro iść do szkoły? –marudziłam mamie, gdy byłyśmy już w domu.
    -Jeden dzień Ci odpuścić, a ty byś już chciała cały tydzień. –zaśmiała się.
    -Ale mi się tak nie chce.
    -Dobra , dobra. Idziesz i koniec. –wtedy rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Ciekawe kto to był.
    -Idę sprawdzić kto to. –powiedziała mama.
    -Dobra. –poszłam zrobić sobie herbatę.
    -Katina! Jakiś chłopak do ciebie! –wychyliłam się za drzwi kuchni, aby zobaczyć kto to taki.
    -Cześć Katina.
    -N-nataniel? Co ty tu robisz?
    -Nie było Cię w szkole, a przyznam, że pan Farazowski nie był z tego zadowolony.
    -Słucham?! Co ty naskrobałaś? –spytała mnie mama.
    -J-ja. Nic. Wejdź. –powiedziałam do Nataniela.
    -No dobra, to ja was zostawię samych. –puściła do mnie oko, a ja tylko przewróciłam oczami.
    -Chodź do mnie do pokoju. –pociągnęłam go za rękaw.
    -Więc, czego chciał ode mnie?
    -Coś mówił, że masz przygotować jakiś plakat czy coś. –odpowiedział.
    -Plakat! Ja nie wierze w to co słyszę. –opadłam z sił na łóżko.
    -Spokojnie. Z tego co wiem to Violetta ma w końcu zrobić go.
    -Aha. I dlatego tu przyszedłeś aby mi to powiedzieć. –odwróciłam się do Nataniela.
    -W sumie to tak i nie. –spojrzałam pytająco na niego.
    -Wiesz… od początku roku byłaś na każdej lekcji i myślałem, że coś się stało. –powiedział zmieszany.
    -Słucham? Czyżbyś się martwił? Nie masz o co. Po prostu pojechałam do cioci. –chciał coś powiedzieć ale przerwał mu dzwonek z telefonu. Sięgnęłam po niego zobaczyć kto wysłał mi wiadomość.
            Cześć kochana. Przepraszam, że dopiero teraz się odzywam, ale dużo miałam na głowie. Chętnie byśmy się z tobą spotkali w ten weekend. Chcemy przyjechać do Cany-Barville. Babi.
Ja: Naprawdę! Tak się cieszę. Myślałam, że zapomnieliście o mnie. haha. Do zobaczenia.
Babi: My? Nigdy
    -Kto to? –spytał mnie chłopak.
    -Moja przyjaciółka z Paryża. Mają w weekend przyjechać.
    -No widzisz. A tak się martwiłaś.
    -Wiem. Nie chcesz może coś zjeść? –spytałam.
    -Nie, dziękuję. I tak się zasiedziałem. Pójdę już.
    -Oh, no dobrze.
    -Ale może innym razem skorzystam. –uśmiechnął się do mnie.
    -Zapraszam. –odwzajemniłam uśmiech. –Odprowadzę Cię. –jak powiedziałam tak zrobiłam.
    -To do jutra. –powiedział blond włosy.
    -Do jutra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz