Kolejny dzień, kolejna udręka w
szkole, kolejne starcie z tymi wszystkimi osobami. Najchętniej zostałabym w
łóżeczku i dalej krążyła w krainie snów. Jedyne co mnie trzyma to fakt, iż dziś
piątek i weekend.
W drodze do szkoły wstąpiłam jeszcze
do piekarni po drożdżówkę, abym nie umarła z głodu, gdyż mam dziś strasznego
lenia i nawet nie chciało mi się robić kanapek do szkoły. Zapłaciłam za moje
drugie śniadanko i dalej podążałam już do szkoły.
-Katina!
-Roza? Co ty tu…? –uściskałyśmy się.
-Nie wiem jak ty, ale chodzę tu do szkoły. –zaśmiała
się.
-Ach, no tak. Przepraszam. Jestem dziś nie
wyspana i nie kontaktuje.
-To jak wchodzimy, czy będziemy tak tu stały?
–spytała, gdyż byłyśmy już przy wejściu szkoły.
-Wchodzimy.
Od razu skierowałyśmy się do sali w
której miałyśmy mieć… matematykę. O zgrozo jak ja nie cierpię tego przedmiotu.
Usiadłyśmy w ławce i czekałyśmy na nauczyciela.
Lekcja dość szybko minęła. Może to
dobrze, że miałam pierwszą matmę, przynajmniej się trochę przebudziłam. Wyszłam
na przerwę, i razem z Rozą ruszyłyśmy na dziedziniec.
-Roza? –zaczęłam.
-Tak? Coś się stało?
-Nie, nie. Tylko chciałam się ciebie coś
spytać.
-No to dawaj. Jestem otwarta na każdą
rozmowę. –klasnęła w ręce i się uśmiechnęła.
-Masz może dziś popołudniu czas? I nie
chciałabyś przyjść do mnie na noc?
-Musiałabym spytać rodziców, ale chyba nie
będzie z tym żadnych problemów. –odpowiedziała.
-To super. Bo wiesz…. jestem teraz sama w
domu i nie chciałabym spędzić pierwszy weekend sama w pustym domu.
-Rozumiem. Na pewno będziemy dobrze się
bawiły. –gdy to wypowiedziała zadzwonił dzwonek.
Lekcje mijały dość szybko. Ostatnia
lekcja i fajrant. Jeszcze tylko pięć minut.
Nagle
poczułam szturchnięcie. Spojrzałam się wrogo na osobę. Na szczęście była nią
Rozalia. Dostałam od niej liścik.
Roza: O której mam być u ciebie?
Ja: Nawet nie wiesz jeszcze czy możesz.
Roza: Na pewno będę mogła.
Ja: Skoro tak. Bądź o 19.
Roza: Okej ;)
Wymieniłyśmy się numerami telefonów.
Miałam jej później wysłać jeszcze adres. Nareszcie zadzwonił upragniony
dzwonek. Wybiegłam z Rozalią szybko na dziedziniec aby być jak najdalej tych
murów. Chwilkę porozmawiałyśmy, a potem się pożegnałyśmy. Ona ruszyła w swoją
stronę, a ja w swoją.
Przechodziłam właśnie koło parku, i
pomyślałam, że wstąpię, w końcu i tak nie mam nic do roboty. Szłam wzdłuż
krętych ścieżek, w pewnym momencie czułam, że nogi odpowiadają mi posłuszeństwa
więc spoczęłam na najbliższej ławce. Nogi podkurczyłam, a głowę odgięłam do
tyłu i delektowałam się promieniami słońca. Przypomniałam sobie, że mam jeszcze
drożdżówkę, postanowiłam ją zjeść, na samą myśl zaburczało mi w brzuchu. Kiedy
zjadłam ostatni kęs poczułam jak ktoś siada obok mnie. Nie zwracałam na tą
osobę zbytniej uwagi i dalej zamknęłam oczy i wysunęłam twarz do słońca.
-Piękny dzień, prawda? –nagle poczułam jak
przeszedł mnie dreszcz. Otworzyłam jedno oko aby zobaczyć kim była osoba która tak
niemiłosiernie mnie przestraszyła.
-Przez ciebie kiedyś dostanę zawału,
zobaczysz. –powiedziałam dość spokojnie.
-Będę mieć chociaż pretekst do udzielenia RKO.
–zaśmiał się. A ja czułam jak się rumienię.
-Bardzo śmieszne.
-Przecież wiesz, że żartuję Katina. –zaśmiał
się. Jakoś nie śmieszyły mnie jego żarty. Nagle przypomniało mi się o
wczorajszym sms.
-A właśnie. Mam pytanie. –podniósł brew do
góry.
-Skąd miałeś mój numer?
-Moja droga. Jestem głównym gospodarzem, mam
wzgląd do dokumentów. –w tej chwili skarciłam się w myślach, no tak, w
dokumencie który zanosiłam pierwszego dnia było trzeba podać swój numer
telefony, jaka ja głupia.
-Ach, no tak. Ależ jestem głupia.
-Nie jesteś głupia. Jesteś bardzo mądrą i
piękną dziewczyną. –w tamtej chwili znów czułam, że się rumienię. Żeby Nataniel
nie mógł tego zauważyć odwróciłam szybko głowę w drugą stronę i oparłam ją o
kolana.
Siedzieliśmy tak dalej w ciszy.
Przypomniało mi się nagle o Babi i reszcie. Minął już tydzień od przeprowadzki,
a nikt z nich się nie odezwał. W tamtej chwili zrobiło mi się przykro, przecież
byliśmy nie rozłączni.
-Nataniel, ja już pójdę.
-Dlaczego? Przecież jest miło. –spytał
zaskoczony.
-Wiem, posiedziałabym tu jeszcze ale jestem
umówiona.
-Jak kocha to poczeka. –zaśmiał się.
-To nie tak. –zaśmiałam się.
-Nie mam chłopaka. Rozalia ma do mnie
przyjść na nocowanie.
-Aha. No dobrze. To może Cię chociaż
odprowadzę? –spytał.
-Dlaczego nie. –uśmiechnęłam się do niego i
wstałam z ławki.
Szliśmy dalej tak w ciszy. Mieliśmy
dość spory kawałek do przejścia, aby znaleźć się przy wyjściu z parku.
-Katina? –zaczął.
-Tak?
-Czemu w tedy umilkłaś?
-Bo widzisz. Przypomniało mi się o starych
przyjaciołach. Nie odzywali się od tygodnia. –posmutniałam.
-Nie smuć się. Na pewno się nie długo
odezwą. –pocieszał mnie. Kiedy doszliśmy do wyjścia, zauważyłam znajomą twarz.
-Czy to Kastiel? –spytałam się Nataniela.
-Tak. A co?
-Nie nic. Tylko ostatnio też tu był jak Cię
opuściłam.
-Przyznam, że poczułem się wtedy zraniony.
–gdy to mówił położył rękę na miejscu gdzie jest serce. Momentalnie zaczęłam
się śmiać w niebo głosy.
-Ty to wiesz jak zrobić, aby pocieszyć
człowieka. –nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
-Taki już mój dar. –teraz to i on wybuchnął
śmiechem. Śmialiśmy się tak głośno, że zostaliśmy zauważeni przez
czrwonowłosego.
-Oho, chyba nas zauważył. –powiedziałam.
Złapałam się za brzuch, bo zaczynał mnie już boleć od śmiania.
-Widzę, widzę. Ostrzegam, że raczej szybko
stąd nie wyjdziemy.
-A to dlaczego? –zapytałam.
-No bo cóż, lubi szukać dziury w całym. –na
to wybuchliśmy znów śmiechem.
-Przepraszam, skowroneczki. –usłyszałam
donośny głos.
-To do nas? –spytałam.
-Nie, do misia Gogo. –odpowiedział
złośliwie.
-Ej. Może trochę grzeczniej. –wtrącił się
Nataniel.
-Nie bój się, w gimnazjum też miałam takiego
natręta jak on, więc wiem jak sobie radzić z takimi. –uspokoiłam go.
-Więc, natręcie. Czego chcesz od nas? –tym
razem zwróciłam się do Kastiela.
-Lepiej bym zatrzymał to dla siebie, bo nie
wiem czy Ci to się przyda. –uśmiechnął się chytrze.
-Czy ty mi grozisz?! Słuchaj mam gdzieś to,
będę mówić to co mi ślina przyniesie, dlatego lepiej powiedz czego chcesz, bo
troszkę mi się śpieszy. –wytrącił mnie z równowagi.
-Ostatnio też Ci się śpieszyło.
-Mi się ciągle śpieszy.
-Dobra, bo się jeszcze pozabijacie.
–powiedział Nataniel, jak on to robi, że ciągle jest taki spokojny.
-Spokojnie blondasku, bez nerwów. –odgryzł
się Kastiel.
-Coś ty powiedział?!
-Halo! Ja tu dalej stoję. –próbowałam zwrócić
uwagę na siebie, aby nie doszło do niepotrzebnej bójki.
-Nie wtrącaj się mała. –o nie to już za wiele.
-Dobra, mam tego dość! –krzyknęłam.
Zdezorientowani chłopacy spojrzeli na mnie.
-Mów lepiej czego chcesz i spadaj.
-Spokojnie mała, chciałem się tylko spytać
czy może nie widzieliście gdzieś mojego psa.
-Po pierwsze, to nie mogłeś tak od razu?! Po
drugie nie, nie widzieliśmy, nawet nie wiem jak wygląda. A po trzecie nie mów
do mnie mała! –wypowiedziałam to wszystko prosto w jego twarz. Stał jak słup
soli, nawet się nie odgryzł ani nic.
-Więc to co chciałeś to się dowiedziałeś. A
teraz przesuń się bo jestem spóźniona. –jak na zawołanie zadzwonił telefon.
Ja: Halo !
Rozalia:
Co tak niegrzecznie?
Ja:
A daj spokój, opowiem Ci potem.
Wyminęłam chłopaków gdyż dalej stali
jak poparzeni i nie raczyli się przesunąć.
Ja:
Zaraz będę na miejscu.
Roza:
Dobra, to czekam.
Wpuściłam Rozę do środka i kazałam
jej się rozgościć.
-Zrobiłam małe zakupy po drodze dla nas.
–powiedziała Roza, wręczając mi całą siatę słodyczy.
-Jesteś wielka, ja przez całe to zdarzenia
co miało kilka minut temu miejsce zapomniałam, żeby coś kupić. –poszłam do
kuchni napić się wody aby ochłonąć.
-A no
właśnie co się stało? –pytała zaciekawiona.
-Spokojnie, zaraz opowiem. Zrobię dla nas
jeszcze małą kolację i pójdziemy do mojego pokoju.
-Na samo słowo kolacja robię się głodna. A
gdzie twoi rodzice?
-Mama pracuje i będzie dopiero za jakiś miesiąc
bo jest stewardessą.
- To chociaż masz chatę wolną.
#Nataniel
-A jej co się stało? –zaczął Kastiel.
-Nie mam bladego pojęcia.
-Im częściej ją widzę i z nią rozmawiam, to
mam wrażenie…
-Że rozmawiasz ze swoją kopią? –zaśmiałem
się.
-Co, nie. Zresztą po co ja w ogóle z tobą
gadam.
-Wiesz. Znam Katinę bardzo krótko, ale
zauważyłem pewne podobieństwa do ciebie.
-Jak ty coś palniesz, to naprawdę. –trudno
stwierdzić ale taka jest prawda.
-Czy to nie twój pies właśnie biegnie?
–spytałem, widząc jak się zbliża z dużą prędkością.
-Ta, mój. Demon do nogi! –krzyknął do psa.
Złapał psa i ruszył w stronę
wyjścia, tak jak i ja.
-Lysander kiedy wraca? –spytałem, gdyż od dłuższego
czasu nie mieliśmy żadnych prób.
-Niedługo powinien chyba wrócić. Mówił, że
da znać. –nawet spoko się mi z nim gadało. Już nie pamiętam kiedy razem
rozmawialiśmy.
-Przydał by się nam drugi wokalista abyśmy
mogli poćwiczyć. –dopowiedziałem.
-Ta, jasne. Sorry Nataniel, ale czar prysł,
więc na razie.
#Katina
Razem z Rozalią wparowałyśmy do
mojego pokoju z talerzem kanapek, i jej siatką słodyczy. Przebrałyśmy się w
piżamy i wygodnie zasiadłyśmy na łóżku.
-Ładny masz ten pokój. Może nawet podobny do
mojego.
-Też mi się podoba.
-Dobra, a teraz opowiadaj. –ponaglała mnie.
Opowiedziałam jej wszystko ze
szczegółami, nawet o tym co miało miejsce wczoraj.
-A może Nataniel się zabujał w tobie. –ta
tylko myśli o romansach.
-Że co proszę. –prawie udławiłabym się
kanapką.
-To tylko kolega. To, że spotkaliśmy się
dwa razy to nic nie znaczy. –naprostowałam ją.
-Tak się tylko mówi. Jestem pewna, że za
kilka tygodni będziecie ze sobą chodzili.
-Roza, Roza, co z ciebie wyrośnie.
–zaśmiałam się.
-A Kastiel? Hmm…
-Co Kastiel? –ciekawe co teraz wymyśli.
-Znam go dość długo i przyznam, że jak
teraz na ciebie patrzę to muszę przyznać, że widzę podobieństwo. –wybuchłam
śmiechem.
-Co?! Że niby ma być… -nie dokończyłam bo
zrobiła to ona.
-Twoim bratem. Czemu nie. Charakter macie
podobny, wręcz powiedziałabym, że identyczny. Z wyglądu też podobni jesteście.
Może bardziej byście byli podobni gdyby Kastiel nie przefarbował włosy na
czerwone.
-To on miał inny kolor oczu? –spytałam
zdziwiona.
-Tak. Miał piękne, kruczo czarne włosy.
Jeżeli chcesz mogę dać Ci jego zdjęcie. –ona mnie zaskakuje, skąd ona ma jego
zdjęcie.
-Wyprzedzę Cię pytaniem i odpowiem, że
kiedyś robiłam z ukrycia zdjęcia różnym osobom. Tak dla zabicia czasu.
–wręczyła mi jego zdjęcie.(zdjęcie znajdziecie na dole)
-To wszystko wyjaśnia. Ale jest jeden
problem.
-Jaki?
-To jest nie możliwe, żeby mógł być moim
bratem. –powiedziałam dość stanowczo.
-Ależ jest. Sama przecież widzę
podobieństwo.
-Roza… -w tamtej chwili rozpłakałam się.
-Kati? Czemu płaczesz? –przybliżyła się i
mnie przytuliła.
-Mogę tobie zaufać? –wydukałam.
-No pewnie. Przecież jesteśmy
przyjaciółkami. –spojrzała na mnie z troską.
-Na pewno? –wyszeptałam.
-No pewnie –widziałam, że czuła się trochę
nie swojo.
-Powiem Ci coś co tylko wiedzą moi
przyjaciele z Paryża, ale musisz mi obiecać, że zostanie to tylko i wyłącznie
między nami. –wyszeptałam
Tak wyglądał Kastiel przed pofarbowaniem włosów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz