Bal, coś za czym nie przepadam.
Ale suknia którą dostałam mnie zmotywowała, aby pójść na ten bal. Czułam się na
parkiecie nieswojo. Wszyscy się cieszą, bawią, tańczą z przyjaciółmi, a ja jak
ten palec stoję na środku auli. Nagle zauważyłam go-dobrze zbudowany, włosy
białe, a światło które na niego padało sprawiało, że włosy stawały się jakby srebrzyste.
Zaczął iść w moim kierunku. Niby był coraz bliżej, ale nie widziałam jego
twarzy. Zamknęłam oczy. Poczułam jego dłonie na mojej twarzy. Nie musiałam
otwierać oczu, aby wiedzieć co się teraz wydarzy. Mój pierwszy, prawdziwy
pocałunek. Już dwóch lub więcej chłopaków mnie całowało, lecz on całował tak,
że zapominałaś co się dzieje w około. Kiedy odsunął się ode mnie …
-Katina
wstawaj!
-Co? –zapytałam zaspana.
-Dziś pierwszy dzień szkoły. Pamiętasz?
–spytała mnie mama, odsłaniając żaluzje przez co słońce które dobijało się do
środka strasznie raziło mnie w oczy.
-Za dziesięć minut chcę Cię widzieć na dole,
jedzącą już śniadanie.
-Przecież jest dopiero szósta trzydzieści, a
do szkoły mam na ósmą. Mam pełno czasu.
-Ale wiem, że strasznie powoli Ci wszystko
idzie z rana, więc Cię szybciej obudziłam. –zaśmiała się i wyszła z pokoju.
A więc to wszystko był tylko sen.
Dlaczego w takim momencie przyszła mnie obudzić. Jakie moje sny są porąbane,
hahaha. Niektóre sny mogłyby się spełniać, ale wiadomo, że żadne sny się nie
spełniają.
Wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam
moje włosy spinając je w kucyka. Jeszcze tylko zarzuciłam na siebie jasno
niebieskie rurki i do tego pierwszy lepszy T-shirt. Zeszłam na dół do kuchni,
zrobiłam sobie kanapki i zasiadłam naprzeciwko Berty zajadając.
-Boisz się pierwszego dnia w nowej szkole?
–spytała.
-Trochę.
-Dasz radę, na pewno. Będę przejeżdżać koło
twojego liceum, podwieźć Cię?
-Czemu nie. Przynajmniej zapoznam drogę jaką
będę się poruszać przez najbliższy rok. –upiłam ostatni łyk herbaty. I skierowałam
się do pokoju jeszcze po plecak.
***
Kiedy po niecałych piętnastu
minutach znalazłam się pod szkołą, stwierdziłam, że jest ona wielka ale pewnie
to tylko złudzenie. Pożegnałam się jeszcze z mamą i skierowałam się ku głównego
wejścia. Aby dojść do nich trzeba przejść przez dziedziniec na którym było dość
dużo osób zważając na godzinę. Po drodze widziałam jakąś lalunie która się
śmiała ze swoimi koleżankami, gdy koło nich przechodziłam. Dlaczego lalunia - kilo
tapety na twarzy, typowa blondynka, na pewno ma wszystkich nauczycieli
owiniętych wokoło palca.
Otworzyłam wielkie drzwi i
zobaczyłam duży hol. Po lewej stronie były szafki. Oczywiście musiał się także
znaleźć wiszący transparent „Witajcie z powrotem w Słodkim Amorisie” – nic dodać
nic ująć. Wszędzie widać było szwendających się ludzi. Nagle zobaczyłam, że
komuś wypadła kartka gdy zamykał szafkę. Zabrałam ją chcąc oddać, ale jeszcze
zerknęłam, że to były nuty.
-Ej, coś Ci wypadło! –krzyknęłam, ale chyba
widać, że bez skutku.
-Ej ty, dziewczyno z czerwonymi włosami! –i
w tedy się odwróciła.
-O jejku, sorry, wzięłam Cię za dziewczynę.
-Czy możesz mi oddać moją kartkę? –spytał
chłopak o pięknych szarych oczach, jeszcze nigdy nie widziałam nikogo o takim
kolorze oczu.
-Pewnie. To ty jesteś muzykiem? –spytałam.
-A ty jesteś mentalistą? –odpowiedział pytaniem
na pytanie.
-Haha, bardzo śmieszne. Nazywam się Katina,
to mój pierwszy dzień tutaj.
-Witam. Czy możesz mi oddać kartkę? –oddałam
mu kartkę, którą wcześniej mu niedałam.
-A gdzie jest…
-Dziękuję. –powiedział i poszedł.
Świetnie. Wyjść na idiotkę
pierwszego dnia. odwróciłam się, chcąc szukać mojego celu, ale na kogoś
wpadłam. Znalazłam się na podłodze. Gdy otrzepałam się zauważyłam przed sobą
siedzącego blondyna. Zmierzyłam go od góry na dół. Miał piękne bursztynowe
oczy. Wstaliśmy w tym samym momencie. Czułam, że zrobiłam się cała czerwona,
zważając, że wcześniej dość długo na niego patrzyłam.
- Bardzo Cię przepraszam. Nie zauważyłem
Cię. Ty na pewno jesteś Katina? –odparł
- Tak, to możliwe, nie wiem za bardzo.
–pierwszy raz tak się zachowywałam.
-Ja jestem Nataniel, główny gospodarz.
-Właśnie chciałam Cię szukać. –uśmiechnęłam
się do niego.
-A więc zapraszam Cię do mojego drugiego
domu. –otworzył drzwi przy których staliśmy.
-To są moje dokumenty. –wręczyłam mu. To chyba
jedyna szkoła, której pierwszy dzień tak wygląda. Nie ma żadnych lekcji oprócz
jednej z wychowawcą abyśmy mogli się wszyscy zapoznać, ani apelu, tylko sama
organizacja.
-Dziękuję. To jest twój kluczyk i numerek do
twojej szafki. Masz teraz w sali, która znajduje się na końcu korytarza, więc
nie powinno Ci sprawić trudności aby ją odnaleźć.
-Dzięki.
-Gdybyś kiedyś czegoś potrzebowała lub nawet
porozmawiać to znajdziesz mnie tutaj. A teraz wybacz, gdyż nie jesteś jedyną
osobą w kolejce do mnie.
-Oh, przepraszam zasiedziałam się.
Wyszłam opierając się o ścianę aby
troszkę ochłonąć. Podoba mi się i można powiedzieć, że nie będzie między nami
żadnych konfliktów.
Skierowałam się ku mojej sali widząc
tam sporą grupkę osób czekających zapewne na nauczyciela. Do moich uszu doszedł
znów ten sam śmiech co na dziedzińcu. Super, będę w klasie z tą lalunią. Po
kilku minutach pojawił się i nasz wychowawca. Weszliśmy do klasy. Ja od razu
skierowałam się do przed ostatniej ławki pod oknem. Zawsze lubiłam to miejsce.
Wszyscy inni też znaleźli swoje miejsca. Wyszło na to, że siedziałam sama ale
nie przeszkadzało mi to.
Naszym wychowawcą jest Pan Farazowski
od historii.
-Proszę was o ciszę! Rozdam Wam plan lekcji
na najbliższy rok szkolny. –odezwał się. Wydaje się być spoko nauczycielem.
Gdy doszedł do mnie, drzwi do sali
się otworzyły a w nich ten sam chłopak co ze mną rozmawiał w tedy gdy zrobiłam
z siebie idiotkę. Dziwne wydawało mi się, że jest rok starszy. Gdy go
zobaczyłam od razu odwróciłam głowę do okna, aby nie spalić przypadkiem buraka.
-Ach. Kto do nas zawitał. Ni kto inny jak
Pan Salas. –gdy usłyszałam jego nazwisko zamarłam, odwracając głowę w stronę
gdzie stał chłopak, przecież to takie same jak moje.
-Dzień dobry, Pan gospodarzyk kazał dołączyć
do tej klasy.
-A więc to tak. Mam nadzieje, że tym razem
bez problemu Pan zda. –a więc dobrze myślałam, że jest starszy. Chłopak tylko
wzruszył ramionami i kierował się w moją stronę. Kiedy przechodził tuż koło
mojej ławki nasze wzroki się spotkały. On tylko uśmiechnął się, jeżeli można to
nazwać uśmiechem, i zajął miejsce za mną. Pan Farazowski coś jeszcze mówił, ale
gdy zabrzmiał pierwszy dzwonek, wszyscy wybiegli aby jak najszybciej znaleźć
się w domu.
Na mój pech musiałam znów na kogoś
wpaść.
-Uważaj jak chodzisz. –powiedziała osoba,
którą okazała się dziewczyna w długich białych włosach.
-Przepraszam, ale ty też jesteś niczego
winna.
-No tak, przepraszam, ale śpieszę się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz