sobota, 12 września 2015

Rozdział 8




Minuty niby lecą, a ja czuję się jakby ta lekcja trwała wieki. Dziś nie było Rozali więc cały dzień byłam sama, czasami pogadałam z Arminem i Alexym, raz nawet wpadłam na Nataniela ale był jakiś nie obecny. Kastiela może widziałam raz czy dwa, gdy siedział pod drzewem podczas długiej przerwy oraz gdy lepiła się do niego ta Amber, ale przyznam, że wyglądało to komicznie, niby chłopak a nawet nie mógł jej od siebie odepchnąć, na samą myśl śmiać mi się chce.
            Spojrzałam na ekran telefonu sprawdzić godzinę, według zegarka była jeszcze minuta do dzwonku.
    -Panno Salas! –no pięknie by sobie darował to przecież za chwilę dzwonek więc chyba mogę zerknąć na zegarek. Miałam teraz lekcję z moim wychowawcą, niby na początku roku wydał się miły to wcale na takiego w rzeczywistości nie wygląda, najlepiej mu nie podpadać.
    -Tak? –byłam tak znudzona tą lekcją, że miałam dość dyskusji z nim.
    -Proszę zostać po lekcji. –na zawołanie zadzwonił dzwonek.
            Wszyscy powychodzili, spotkałam tylko wzrokiem jeszcze Armina, gdy na mnie spoglądał gdy stał przy wyjściu. Nagle usłyszałam chrząknięcie.
    -Panno Salas, oczywiście  nie wytrzymała Pani tych paru sekund od spojrzenia na telefon.
    -O co to całe zamieszanie. –naprawdę mógł sobie darować.
    -Zamieszanie! Pani nazywa to zamieszaniem…
    -Przecież nic się nie stało, przepraszam ale się śpieszę. –przerwałam mu poczym skierowałam się ku drzwi.
    -Nie nauczono Cię, że się nie przerywa! –usłyszałam z tyłu. Pierwszy raz stawiałam się nauczycielowi.
    -Nauczono. Coś jeszcze? –spytałam.
    -Idź do głównego gospodarza on Ci powie co masz zrobić.
            No świetnie, po co mi on. Po prostu chce iść już do domu. Wyszłam z sali trzaskająć drzwiami. Skierowałam się do tego przeklętego pokoju wchodząc jak poparzona przez co oczy Nataniela od razu się na mnie znalazły.
    -Coś się stało? –spytał zmieszany.
    -Czy coś się stało?! Pan Farazowski przyłapał mnie minutę przed dzwonkiem na tym, że wyjęłam telefon na zobaczeniu godziny!
    -Spokojnie. A po co przyszłaś do mnie?
    -Właśnie chciałam się o to Ciebie spytać bo on kazał mi tu przyjść.
    -Oh… Rozumiem… Ale… -podrapał się po głowie.
    -Co?!
    -Mam chyba dobrą wiadomość dla ciebie, gdyż właśnie skończyłem i miałem już wracać.
    -Naprawdę?! –rzuciłam się mu w ramiona.
    -Tttak. –widziałam jak się zarumienił, nawet słodko wyglądał. Zresztą o czym ja myślę.
    -Oh. Przepraszam. Po prostu od kiedy znalazłam się dziś w szkole marzę aby, stąd wyjść. –troszkę się zmieszałam.
    -Aha, to może chociaż mogę Cię odprowadzić? –spytał.
    -Wybacz, ale nie skorzystam. Pa. –sama nie wiem co się dziś ze mną stało, no ale cóż.

***

Od jakiejś godziny powinnam być już w domu, a w zamiast to siedzę sobie tu pod tym wielkim dębem. To miejsce jakoś pozytywnie na mnie działa. Dziwię się, że mama do mnie jeszcze nie zadzwoniła, ona jakoś dziwnie się zachowuje odkąd wróciła z pracy.
Zamknęłam oczy, wsunęłam słuchawki do uszu i odleciałam do świata snów.
[…]
-Berek! – krzyknęła dziewczynka
-Znów ja…
-Nie mas szans bracisku
-Założymy się
Dziewczynka z piskiem zaczęła uciekać i biegać wokół swoich rodziców. W pewnym momencie usłyszała […]
            Nagle poczułam coś mokrego na moim policzku. Otworzyłam oczy, a  tam Demon. Wystraszył mnie nie miłosierne. Zaczęłam szukać wzrokiem jego pana, no i zauważyłam, szedł powolnym krokiem, ale gdy zobaczył mnie i Demona który leżał obok mnie z pyskiem opartym na mojej nodze zaczął biec. Zamknęłam z powrotem oczy przypominając ten sen, podobny już mi się śnił, to było takie dziwne. Zawsze się jakoś zaczynał w środku, nigdy nie od początku, ani się nigdy nie skończył.
    -Halo! Ziemia do Katiny. –usłyszałam męski głos.
    -Sorka. Po porostu próbuję się odprężyć. Dziś nie jest mój dzień.
    -Właśnie zauważyłem. W szkole też byłaś jakaś nie obecna.
    -Taaa… Fajny ten twój pies. –zmieniłam zdanie.
    -Strasznie szybko się przywiązał do Ciebie. –powiedział i pogłaskał pupila.
    -Która godzina?
    -Cóż można powiedzieć, że lekcje skończyły się już jakieś trzy godziny temu.
    -Co!! –nie wierzyłam.
    -Się zasiedziałam, cześć. –wstałam i skierowałam się do domu.
    -Poczekaj! Odprowadzę Cię.! –usłyszałam za sobą. Co oni mają dziś z tym odprowadzaniem.
    -Nie potrzebuję niańki. –ale nic sobie z tego nie zrobił i zaraz znalazł się przy mnie.
    -Świetnie. –wzruszyłam ramionami i szłam dalej.
    -No dobra odprowadziłeś mnie możesz już iść.
    -Myślałem, że mnie zaprosisz do środka. –ten jego uśmieszek, AGH
    -Co?! Chyba się przesłyszałam. Niby z jakiego powodu miałabym Cię zaprosić?! –przez niego znowu wyszłam z równowagi, a było już dobrze.
   -Świetnie…
   -Co? Nie wiedziałem…
   -Po prostu byłam już odprężona, a teraz znowu czuję jak wszystko się we mnie gotuje–ominęłam go i weszłam do domu zostawiając go samego, ale wiem, że go tym nie uraziłam.
            Ale cisza była w domu, że aż ciarki mnie przeszły. Oczywiście znalazłam wiadomość, iż mama poszła na spotkanie z koleżankami i wróci pewnie nad ranem. Zjadłam sobie obiad który był przygotowany dla mnie.
            Oglądałam bezczynnie TV, w którym i tak nie było nic ciekawego. Na dworze było jeszcze dość jasno więc udałam się na krótki spacer. Na początku myślałam aby udać się do Rozy ale w końcu wybrałam spacer do pobliskiego lasu.
            Zajęło mi to niecałe pięć minut. Po drodze minęłam dość duży dom. Potem przypomniało mi się, że Kastiel coś wspominał, że mieszka tu pod lasem. Przyznam jego rodzice musieli mieć dobrą pracę. Szłam sobie leśną dróżką zapominając o całym świecie. Wsłuchiwałam się w śpiew ptaków. Usiadłam na pobliskim głazie wpatrując się w piękny widok za drzewami. W końcu gdy widziałam, że słońce zaczyna zachodzić szybko zawróciłam. Chyba poszło mi to szybciej niż poprzednio. Ale jak zobaczyłam drogę i cywilizację odetchnęłam. Założyłam kaptur bo oczywiście zaczęło padać. Nie lubiłam moknąć. Byłam już obok domu Kasa, na podjazd właśnie wjeżdżał jakiś mężczyzna. A potem przed drzwiami frontowymi zobaczyłam czerwonowłosego.
    -Kastiel, chodź mi pomóc z tymi zakupami. –usłyszałam. Dość długo tak się wpatrywałam w to zdarzenie, ale w końcu ruszyłam bo czułam jak przemokła mi już bluza.
            Właśnie przechodziłam koło furtki i na moje nieszczęście usłyszałam moje imię.
   -Katina!? Co ty tu robisz? –odwróciłam się i spotkałam spojrzenie czerwonowłosego, tego mężczyzny już nie było pewnie był już w środku.
   -Byłam na spacerze, a teraz uciekam przed deszczem.
   -Właśnie widzę jak uciekasz. –wskazał na moją przemoczoną bluzę.
   -Wejdź.
   -I co jeszcze!
   -Mówię serio. Przeczekasz aż przestanie padać i wrócisz. –dalej nalegał.
   -Nie jestem aż tak zdesperowana aby odwiedzać takich gburów.
   -Kastiel! Co ty tam tak długo robisz!? –usłyszałam męski głos który go woła, po czym wyłonił się za drzwi.
   -Próbuję namówić koleżankę aby weszła i przeczekała deszcz, bo wygląda jak zmokła kura.
   -Że co proszę! Ja się chyba przesłyszałam! Ty perfidny, gburze! –odkrzyknęłam mu.
   -Oh rozumiem. Na co czekasz, proszę wejdź. Właśnie zacząłem robić kolację. Na pewno głodna jesteś. –ja tylko pokiwałam głową.
   -No widzisz! –krzyknął Kastiel, poczym podszedł, i przerzucił przez ramię, przez co wydałam z siebie pisk.
   -Puść mnie i to natychmiast!
   -Bo mi bębenki pękną i przestań się wiercić. –dobra odpuściłam mu. Z boku słyszałam jak ten mężczyzna się śmieje. W końcu poczułam grunt pod nogami.
   -Wreszcie. Ach gdzie moje maniery. Jestem Katina. –podałam rękę mężczyźnie, który właśnie zakrztusił się wodą którą pił.
   -Dd-obry. Jestem Martin, ojciec Kastiela. –ucisnął moją dłoń.
   -Kastiel zaprowadź ją do swojego pokoju i daj coś suchego.
            Szłam w ciszy za Kastielem, poczym znalazłam się w dużym pokoju, gdzie na środku było durze łóżko. Ściany granatowe, a meble w jasnym odcieniu drewna.
   -Masz, ubierz to, a ja idę na dół. A łazienkę masz po prawej stronie po wyjściu z pokoju. –jak powiedział tak zrobił. Zobaczyłam co mi dał, a dał mi jego bluzę. Zdjęłam swoją i powiesiłam ją na kaloryfer i ubrałam jego. Nie różniła się za bardzo od mojej jedynie tym, że była męska, była trochę za duża, ale to fajnie bo lubię większe rzeczy, no i oczywiście ślicznie pachniała. Udałam się do łazienki załatwić potrzebę i obejrzeć się w lustrze. I tam zobaczyłam, że bluza była dość większa niż myślałam.

#Kastiel
    -Mogłeś mnie uprzedzić, że to ona. –mówił szeptem ojciec.
    -Kiedy? Jak stała koło ciebie. –odpowiedział szeptem.
    -Dobra, w sumie racja. Ale się strasznie zmieniła.
    -W końcu dość dużo czasu minęło kiedy ją ostatnio widzieliśmy.
    -To prawda. Kolacja już czeka, a gdzie nasza zguba? –zauważył.
            Po chwili usłyszałem kroki za sobą. Odwróciłem się a ona tam stała w mojej bluzie. Do twarzy jej w niej.
    -Już jestem. –powiedziała.
    -Długo Ci to zajęło. –stwiedziłem.
    -Uwierz jestem inną dziewczyną jakie znasz i mi szybko schodzą takie rzeczy. A moją bluzę powiesiłam na twoim kaloryferze.
    -Spoko. Siadaj. Mój tata już czeka.

#Katina
            Miło mi się z nimi rozmawiało. Pierwszy raz widzę jak rodzic z synem tak się dobrze dogadują.
    -A twoi rodzice nie będę się martwić, że tak długo nie wracasz? –spytał ojciec Kastiela.
    -Mama poszła spotkać się z koleżankami i pewnie dopiero jutro wróci, a tata odszedł.
    -Aha. Rozumiem. Bo wiesz … -nie dałam skończyć.
    -Nie, pan nic nie rozumie… -poczym wybiegłam z pokoju i pobiegłam do pokoju Kastiela. Tam zaszyłam się wylewając łzy.

#Kastiel
   -Coś nie tak powiedziałem? –spytał mi się zakłopotany ojciec.
   -Wątpię tu chodzi o coś innego raczej. Pójdę do niej.
   -Zgoda. Powiedz, że może u nas zostać bo przecież nie będzie o tej godzinie chodzić po mieście. Przygotuję pokuj. –pokiwałem głową i ruszyłem.
            Wszedłem do mojego pokoju i zapytałem.
   -Katina? Jesteś tu? –nie usłyszałem odpowiedzi, ale za to usłyszałem szloch i od razu skierowałem się w jego stronę. Po czym zobaczyłem ją skuloną koło łóżka.
   -Katina? Co się stało? –byłem zaskoczony, i do tego nie wiedziałem co zrobić.
   -Tt-oo nicc –wydukała. –Zaa-araz mi przeee-jdzie. –skoro tak mówi, usiadłem koło niej i czekałem.
   -Zazdr-oszczę Ci. –po chwili usłyszałem.
   -Czego? –zdziwiłem się.
   -Że, że tak dob-rze dogadu-jesz się z rod-zicami.
   -A ty nie rozmawiasz z swoją mamą?
   -Od kie-dy się t-u przep-rowadzi-łyśmy jakoś zmi-eniły się relację. Czasem brakuję mi ojca.
   -A gdzie jest teraz? –słuchałem jej dość uwarznie, i pytałem dalej bo nie wiedziałem co robić dalej.
   -Nie wiem. Pew-nie tam. –wskazała palcem do góry. Że co?! Że niby jej ojciec umarł?! Przecież on żyje. Siedzi Nadole i pewnie teraz sprząta po kolacji i przygotowuje jej pokój.
   -Już cicho. Zawsze jeśli będziesz chciała możesz do mnie wpaść.
   -Do ciebie, chyba żartujesz. –zaśmiała się po cichu przez łzy.
   -Widać, że humorek wraca. –uśmiechnąłem się zadziornie. A ta walnęła mnie w ramię.
   -Ej! A to za co? –udałem, że mnie boli.
   -Nie udawaj, że Cię boli, chyba, że chcesz aby Cię zabolało. –poczym zrobiła ruch jakby chciała mnie znów uderzyć.
   -Dobra, dobra –uniosłem ręce do góry w geście obronnym.
   -Czyżbyś się bał dziewczyny. –przestała płakać. Nareszcie.
   -Ja nigdy.
   -Ach tak. –zamachnęła się i już chciała mnie uderzyć, ale byłem szybszy za co złapałem jej rękę, po czym położyłem ją na łóżku.
   -Cccooo ty robisz. –widziałem, że się przestraszyła.
   -Bronię się. –potem zacząłem ją łaskotać.
   -Przestań! Proszę Cię, Przestań! –błagała, a ja dalej nie przestawałem.
   -Co tu się wyrabia?! –usłyszałem ojca, przez co Katina uwolniła się i uciekła w stronę Martina.
   -Nic, nic –zaprzeczałem, ale nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.
   -Z czego się śmiejesz! –krzyknęła.
   -Młoda damo może ty mi to wyjaśnisz. –skierował się do Katiny.
   -Ja-aa… Ja powinnam już wracać.
   -Co to, to nie. Przygotowałem Ci pokój. Przenocujesz u nas.
   -Nie, ja nie powinnam. –zaprzeczała.
   -Nie ma mowy, nie będziesz o tej porze wracała do domu. –mówił stanowczo ojciec.
           
#Katina
            W końcu się zgodziłam. Zresztą i tak mamy nie ma w domu. Pan Martin pokazał mi pokój i mówił, żebym czuła się jak u siebie. Wskoczyłam na łóżku i uśmiechnęłam się do siebie.
            Poczułam, jak materac się ugina. Zerknęłam do góry a tam oczywiście siedział Kastiel.
   -Nie nauczono Cię, że się puka.
   -Nauczono. Pomyślałem, że możemy sobie porozmawiać zanim pójdziesz spać.
   -Czemu nie. I tak bym pewnie szybko nie zasnęła.
            Świetnie się nam rozmawiało, tak jakbyśmy się znali dość długo. Ale po kilku godzinach robiłam się już senna. Ponieważ leżałam na łóżku, a on siedział do końcu materaca, czułam jak zamykają mi się ślepia.
   -Czy ty mnie słuchasz? –usłyszałam zagłuszony głos chłopaka.
   -Yhm, tak ,tak. –poczułam, jak materac wraca z powrotem do swojego wyglądu, słyszałam jeszcze kroki i zamykane drzwi.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz