-Bo widzisz Rozalia…. Kiedy miałam tak około
4 lat, razem z moją rodzinką jechaliśmy nad jezioro. Była piękna pogoda, Tata
opowiadał jakieś kawały, mój braciszek robił głupie miny, a ja z mamą śmiałyśmy
się z nich. Wszystko zapowiadało się super, gdyby nie to, że Tata nie zauważył
przed sobą auta który tak nagle zahamował. Mama krzyczała, że ma hamować, ale
było już za późno. Jakimś cudem razem z Mamą przeżyłyśmy. Od tamtej pory ich
nie widziałam, rozumiesz. To wszystko pamiętam jedynie z opowieści mamy, ale
przecież czemu miałabym jej nie uwierzyć. –rozpłakałam się jak jakieś dziecko.
-Katina, prz..przepraszam, ja nie
wiedziałam. –tłumaczyła się Roza.
-Skąd mogłaś wiedzieć. Nikt tego nie wie i
mam nadzieje, że tak zostanie.
-No pewnie, wszyscy przecież nie muszą
wiedzieć o twoim życiu. –zaśmiałam się na te słowa.
-Dzięki Rozalia. –ta tylko mnie przytuliła.
-Dobra, koniec dramatu. Może teraz ty coś
poopowiadasz? –przetarłam łzy z policzków.
Roza podpowiedziała mi trochę o
sobie, oczywiście większość było o Leo jej chłopaku, że są ze sobą ponad 3 lata
i takie inne. Zjadłyśmy prawie całą siatkę słodyczy, mam nadzieje, że nam nie
zaszkodzą. Spojrzałyśmy na zegarek, a tam pierwsza w nocy. Stwierdziłyśmy, że
czas aby pójść spać.
#Kastiel
Nataniel jak czasem coś powie, to aż
śmiać się chce. A może po prostu nie chce, aby ta wiadomość do mnie dotarła, że
Katina to moja siostra. Co prawda mam siostrzyce o tym samym imieniu, ale matka
ją zabrała 12 lat temu i od tamtej pory jej nie widziałem. No cóż, zobaczymy co
przyniesie nam jutro.
#Katina
Obudziłam się o 10:00, usiadłam na
łóżku, palcami odgarnęłam włosy, które zleciały mi na twarz. Zobaczyłam, że
Roza jeszcze śpi więc po cichu poszłam się ogarnąć do łazienki.
Zrobiłam
śniadanie, i usłyszałam jak ktoś stoi za mną.
-O śniadanko, nie musiałaś. –zaśmiała się
Roza, a potem ziewnęła.
-Nie musiałam, ale chciałam. Jak się spało?
–spytałam, kładąc kanapki i herbatę na stół.
-Wyśmienicie. Pyszne kanapki, chyba będę
przychodzić do ciebie na śniadanie. –zaśmiała się, a ja razem z nią.
-Co robimy po śniadaniu? –spytałam.
-Nie mam pojęcia. A może pójdziemy do
parku, może spotkamy no wiesz… -nie dane było jej skończyć.
-Roza, Roza, i te jej amory.
-O co Ci chodzi? Chcę tylko pomóc przyjaciółce,
poznać tego jedynego. –zgromiłam ją wzrokiem.
-Jak chcesz pomóc to przymknij swoją
jadaczkę i idź ogarnąć się do łazienki.
-Dobrze już idę mamusiu. –Zaśmiała się i
pobiegła na górę.
***
-Roza długo jeszcze, czekam na ciebie już
od piętnastu minut! –krzyknęłam bo chciałam już wyjść.
-Idę, idę! –okrzyknęła. Po chwili znalazła
się koło mnie.
-Nareszcie. –ubrałyśmy buty i byłyśmy już w
drodze do naszego celu.
Szłyśmy uśmiechnięte i zajęte
rozmową. Nawet nie zauważyłyśmy kiedy byłyśmy już na miejscu.
-To teraz gdzie? –spytała się mnie Rozalia.
-Może tamten duży dąb? –wskazałam palcem.
-Pewnie, czemu nie. Jeszcze tam nie byłam.
-Co? Jak to? Mieszkasz tutaj i nie byłaś
jeszcze w tamtym miejscu?
-Nie bywam za często w parku. –odpowiedziała
zmieszana.
-No dobra, nie ważne. Chodźmy. –pociągnęłam ją
za sobą i biegłyśmy do dębu. Byłyśmy już w połowie drogi gdy nagle usłyszałyśmy
jak ktoś krzyczy.
-Demon stój! Do mnie! –odwróciłyśmy się do
osoby która tak krzyczała.
-Katina to Kastiel.
-I wszystko jasne, ale do kogo tak się
drze. –zaśmiałam się.
-Chyba do niego. –powiedziała i wskazała na
dużego psa który biegł w naszą stronę.
-Demon! Stój! –krzyczał ale pies nie
reagował.
-Katina… W nogi! –krzyknęła, i szybko
zaczęłyśmy biec.
-Jezu, niech on do niego zawróci nie dam
już rady tak biec. –powiedziałam zdyszana do Rozy. Powiedziałam to i nagle
runęłam na ziemię. Byłam strasznie zdezorientowana. Gdy oprzytomniałam
zobaczyłam jak ten pies leży na mnie i liże mi twarz, a obok widzę zwijającą
się ze śmiechu Rozalię.
-Złaś ze mnie grubasie! –krzyknęłam do psa.
Ale nie zareagował.
-Demon! –usłyszałam, a potem poczułam, że
ktoś zabiera go ze mnie.
-Ale masz powodzenie. –usłyszałam od Rozy.
-Hahaha, bardzo śmieszne, to nie ty leżałaś
na trawie a na tobie ten grubas. –powiedziałam, ale po chwili też zaczęłam się
śmiać. Ale potem przypomniało mi się, że on tu stoi.
-Ty! Powaliło Cię do reszty! Nie umiesz nawet
psa utrzymać na smyczy! –krzyczałam na Kastiela.
-Kim ty jesteś aby mnie oceniać, co?! –odgryzł
się.
-Jak się nazywa? –zmieniłam zdanie.
-Demon.
-Yhm, fajny. Mogę? –wskazałam na psa chcąc
go pogłaskać.
-Jak Ci nie odgryzie ręki. –ja go tylko
zgromiłam. Kucnęłam koło psa i bez żadnych jego oporów pogłaskałam.
-Nie powinieneś mnie przypadkiem przeprosić?
–zwróciłam się do niego. Przecież należą mi się przeprosiny.
-Sorka, nigdy tak nie reagował. Jest tu
uznany za groźnego. Nigdy na nikogo się nie rzucał, chyba, że na mnie i …. –w
tamtej chwili urwał.
-I??
-Nie ważne. –wydał się zmieszany.
-Katina idziemy dalej? –usłyszałam.
Zapomniałam, że Rozalia dalej tu jest.
-Ta pewnie. To na razie Demon.
-A ja? –powiedział Kastiel.
-Roza słyszałaś coś?
-Ja? Nie, a ktoś coś mówił? –zaczęłyśmy się
śmiać. Ukradkiem zobaczyłam na Kasa, a on tylko wyszczerzył te swoje białe
zęby.
#Kastiel
-Demon, jesteś złym psem. –powiedziałem do
psa, a on tylko załkał.
-Wracamy do domu.
Zapiąłem smycz i udałem kierunek
dom. Wszedłem do domu zamykając za sobą drzwi. A jeżeli przypuszczenia
Nataniela są prawdziwe? Przecież Demon by do nikogo tak nie bieg i nikogo nie
lizał po twarzy. Jedynie robi/robił to mi i mojej rodzinie.
#Katina
Usiadłyśmy
pod drzewem i odpoczywałyśmy. Nagle poczułam wibracje w kieszeni.
Dostałam
sms’a od mamy.
Katina jednak wrócę szybciej. Będę dziś
wieczorem. Wiem, że mówiłam Ci, że nie będzie mnie miesiąc ale tak się jakoś
złożyło, że wróciłam z lotu szybciej. Do zobaczenia.
-Kto to? –spytała Rozalia.
-To mama pisze, że będzie dziś wieczorem.
Muszę ogarnąć dom.
-Pomogę Ci. Pójdzie wtedy szybciej.
-Kochana jesteś.
***
Była już 19, a ja z Rozalią właśnie
skończyłam sprzątanie. Niestety musi już wracać do domu. Ale powiedziałam jej,
że ją odprowadzę. Przecież to nie daleko.
-Dzięki za miły dzień. –powiedziałam gdy
znalazłyśmy się pod jej domem.
-Ja też dziękuję, że mogłam przyjść. Było
zabawnie, w szczególności w parku. –na to zaśmiałyśmy się razem.
-Ta zabawnie, ale troszkę obolałe plecy mam
teraz.
-Haha, jak to się mówi. Do wesela się
zagoi. –skarciłam ją w rękę.
-Ał. –udała, że ją to bolało, a wcale mocno
jej nie uderzyłam.
-Rozalia! Czemu nie wejdziesz do domu.
–nagle otworzyły się drzwi, a w nich stał zapewne jej ojciec.
-Już, już.
-Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór.
–uśmiechnęłam się do niego.
-O dobry wieczór.
-Tato, to jest Katina moja przyjaciółka. To
właśnie u niej nocowałam. –tłumaczyła się.
-Aha. Może wejdziecie?
-Nie dziękuję. Ja już powinnam wracać.
Ściemnia się.
-Na pewno? –zwróciła się Roza do mnie.
-Tak, na pewno. Będę już szła. Do
zobaczenia w szkole. –pomachałam na dowidzenia i ruszyłam. Przyznam, że nie
lubię ciemności. Włożyłam ręce do kieszeni bluzy i skierowałam się do mojego
domu.
#Kastiel
Robiłem właśnie sobie kolacje gdy
ktoś właśnie zadzwonił do drzwi.
-Nawet chwil spokoju. Idę!
Otworzyłem drzwi a tam…
-Ojciec? Przecież miałeś wrócić za miesiąc.
–strasznie się zdziwiłem. Ojciec od kiedy porzucił pracę wokalisty zaczął
pracować jako pilot. Przyznam nie popierałem tego zdania, no ale co zrobić.
-Też się cieszę, że Cię widzę. Wpuścisz mnie
do mojego domu?
-Jeśli musisz.
-Ty i ten twój charakterek. Demon! Mordeczko
ty moja. –zawołał psa a ten rzucił się na niego prawie tak samo jak rano na
Katinę.
-Wiesz z kim przyszło mi pracować?
-No z kim? –jak ja nie lubię podchodów.
-Z Bertą, twoją matką. –teraz to powalił.
Czyli, że…
-Ej, a tobie co się stało. –spytał się,
zachowywał się tak jakby nic się nie stało.
-Bo... –zacząłem
-Bo..? –ponaglił mnie.
-Czyli to prawda, a dzisiejsza sytuacja w
parku się potwierdziła.
-O czym ty do mnie mówisz?
-Powiedziałem to głośno? Ja do klasy chodzę
z Katiną.
-Słucham!? –zachłysnął się powietrzem.
-No jeżeli matka się tu przeprowadziła,
pracuje z tobą, a dziewczyna o imieniu Katina i tym samym nazwisku jest w mojej
klasie, i jeszcze do tego Demon dziś się na nią rzucił w parku. To wszystko na
to wskazuje.
-A ona… Wie, że ty jesteś jej bratem?
–spytał.
-Nie, wątpię w to i niech tak zostanie.
–muszę to wszystko poukładać. Wziąłem Demona i wyszedłem zostawiając ojca
samego. To wszystko jest takie dziwne. Nawet nie wiem kiedy nagle wpadłem na
kogoś.
#Katina
Szłam tak dość długo, do tego
zamyślona i na moje nieszczęście wpadłam na kogoś. Gdyby nie silne ramiona w
których się znalazłam pewnie bym leżała już tyłkiem na chodniku.
-Przepraszam –równocześnie powiedziałam z
osobą która dalej mnie trzymała. Spojrzałam się do góry, a tam…
-Kastiel? Ccco..o ty tu rrobiszz? –nie
mogłam nic wydukać do tego czułam, że się rumienię, bo nie dość, że dość długo
jestem przez niego trzymana to ciągle patrzę się w jego szare oczy. Nigdy
takich nie widziałam.
-To
samo mógłbym Cię spytać.
-Emmm… Mógłbyś mnie już póścić? –spytałam
dalej zarumieniona, dobrze, że jest już ciemno.
-Taka mała, niewinna dziewczyna sama
spaceruje w nocy po dworzu.
-Ej, tylko nie mała. Właśnie wracałam do
domu, bo odprowadzałam Rozalię.
-Yhm. A dlaczego tak się trzęsiesz?
–spytał. A raz się żyje, najwyżej będzie się śmiał.
-Ale nie będziesz się śmiał? –dopytałam.
-Słowo harcerza. –zachichotałam.
-Bo, bo… bo ja się boję ciemności!
–wykrzyknęłam.
-Ty! Przecież ty się niczego nie boisz,
nawet takich gburów jak ja. –wyszczerzył zęby.
-Bardzo śmieszne. Jak widzisz jednak się
boję. Dużo o mnie nie wiesz.
-A byś się zdziwiła.
-Słucham?
-Zapomnij o tym co powiedziałem. Chodź
odprowadzę Cię. –yhm, bo on myśli, że ja tak szybko o tym zapomnę.
-Ej,
ale mógłbyś mnie puścić. –wariat, złapał mnie za rękaw bluzy i ciągnął. Co ja,
powietrze.
-Słyszysz? Czy ogłuchłeś. Rozszerzysz mi
bluzę, zresztą nie nadążam! –głuchy czy co?
-Co mówisz? –odwrócił się do mnie, nareszcie.
-No nareszcie. Mówię…- w tamtym momencie
nie dopowiedziałam gdyż potknęłam się o smycz Demona i wylądowałam znów w jego
ramionach.
-Hola, hola, nie tak szybko. Nie sądziłem,
że na mnie lecisz. –skarciłam go wzrokiem.
-Gdybyś odpowiadał na to co do ciebie się
mówi nic by się takiego nie wydarzyło.
-Spokojnie. Żartuję sobie. Więc… gdzie
mieszkasz? –spytał, a ja zerknęłam na okolicę by dowiedzieć gdzie ten gbur mnie
zaciągnął i okazało się, że stoimy pod moim domem.
-Tu. –wskazałam palcem.
-Serio? Żartujesz sobie? –o czym on mówi?
-O co Ci chodzi, hmm? –spojrzałam spod byka.
-Bo tak się składa, że niedaleko ja
mieszkam. O tam pod lasem. –wskazał palcem.
-No to super. Pocieszyłeś mnie. –udałam
radosną.
-Dobra, czuję ten sarkazm. Wypełniłem misję
więc narka. –odwrócił się i poszedł. Coś mnie podkusiło i go zatrzymałam.
-Kastiel! –krzyknęłam.
-Hmm? –odwrócił się, myślałam, że mnie
oleje.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.
-Wiesz… Nawet spoko z ciebie koleś.
–odwróciłam się i weszłam do domu, gdzie przy wejściu wpadłam na mamę.
-Czemu to się wraca tak późno, hm? Kim był
ten chłopak? –spytała. A ja zauważyłam iskierkę w oczach.
-Oh, przepraszam, zapomniałam, że w tym domu
trzeba być nim zajdzie słońce. To tylko kolega. –stwierdziałam i ruszyłam do
pokoju.
-Ej, grzeczniej, martwię się. A jak mu na
imię? –przewróciłam oczami.
-To się nie martw, dam sobie radę. Kastiel,
czy to ważne?
-Co?!
-Co, co? Ma na imię…
-Słyszałam. Nie przywitasz się? –szybko zmieniła
zdanie. Nigdy jej nie zrozumiem.
-Cześć. Czemu tak szybko zawitałaś?
–usiadłam na schodach.
-Jakoś szybciej nam poszło.
-Aha. Ja pójdę do pokoju. Dobranoc.
-No, pa.
Ale ten dzień był zwariowany. Razem
z Rozalią miło spędziłyśmy czas. Najpierw park i ta przygoda z pupilem
Kastiela, potem sprzątanie, a na koniec znów spotkanie z czerwonowłosym. Ale
nawet fajny jest. Jak się bliżej pozna to spoko gościu z niego. Ale ja jestem
zmęczona. Wzięłam prysznic i poszłam do mojego ciepłego łóżka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz