niedziela, 14 lutego 2016

Rozdział 18




 Jest już po 12, a ja bez czynnie siedzę na tej kanapie i zajadam się ciasteczkami. Najchętniej to bym gdzieś wyszła, ale samej mi się nie chce ruszyć czterech liter. Dziś mam dzień lenia. Miałam właśnie się wygodnie ułożyć gdy usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi... No pięknie, ani chwili spokoju. Wstałam i poczłapałam do drzwi. Gdy je otworzyłam zamarłam...
   -No nareszcie, ile można czekać, my tu zamarzamy. -Powiedziała dobrze znana mi osoba
   -Cześć Alexy, hej wszystkim. Co wy tu robicie? -Spytałam dalej stojąc zszokowana
   -Zabieramy cię na sanki, tyle śniegu spadło, że trzeba go wykorzystać. No już, już masz 5 min.
   -Właściwie czy mam coś do powiedzenia? -W sumie to było raczej pytanie retoryczne
   -Nie! -Wszyscy odpowiedzieli chórem, na co się zaśmiałam. Za dużo nie wymyślałam, tak jak stałam tak wyszłam, ubierają uprzednio kurtkę i buty. Ale tego się nie spodziewałam, że wszyscy tu będą, a mówiąc wszyscy to miałam także na myśli gbura z którym całą drogę się przekomarzałam. Od czasu do czasu złapałam Nata, jak na mnie zerkał. Na czele szedł Alexy z Rozą. A wiecie co jest najlepsze, że był z nami nawet Leonard. Haha...pełne imię zawsze mnie rozśmiesza.
Byliśmy już na górce dobre dwie godziny, w tym czasie dużo się wydarzyło, Alexy cały czas dokuczał Arminowi, za co ten odwzajemniłam go różnymi wyzwiskam, nawet stworzyliśmy tak zwany pociąg, czyli podoczepiane wszystkie nasze sanki. To było najlepsze, kiedy był ostatni zjazd Armin razem z Kastielem uknuli chytry plan. Armin 'kierował' siedząc z przodu a Kastiel na samym końcu, gdy byliśmy w połowie zjazdu ci w tym samym czasie skrecili co spowodowało, że wszyscy jak na zawołanie pospadali. Roza wylądowała plackiem na mnie, nieco dalej Nat, Alexy i Leo, a Armin z Kasem tarzali się ze śmiechu. Pierwszy raz widziałam takiego Kastiela. Gdy zaczęło robić się nam zimno i mieliśmy już wracać podszedł do mnie Nat. Pytał się mnie czy ja go unikam i inne takie ale wytłumaczyłam mu, że nie, po prostu chce odpocząć a teraz chce spędzić miło czas. Kiedy skończyliśmy rozmowę Nat dostał kulą śnieżną w głowę na co wybuchnęłam śmiechem. Nie obyło się, że za to dostałam też. I tak właśnie powstała bitwa śnieżkowa.
        Godzina 16 a ja siedzę już pod kocem z gorącym kakao. Fajnie, że znajomi wyciągnęli mnie na dwór. A pewnie się zastanawiacie, czemu nie było Kentina. A nie było go gdyż razem z rodzicami pojechał na narty na całe dwa tygodnie. Z rozmyśleń znów wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Ugh...
   -Kas...?
   -Też się cieszę, że cię widzę -powiedział z tym jego chytrym uśmieszkiem na twarzy.
   -Co ty tu?
   -Wiem, że siedzisz sama w domu, a że ja właśnie wracam ze sklepu to pomyślałem, że zajde. Mogę wejść młoda?
   -Mówiłam Ci, żebyś nie mówił do mnie młoda... -Już mnie wkurzył hehe...wpuściłam go i wróciłam pod koc. Siedzieliśmy tak przed dłuższy czas, wygłupiając się, no i nie obyło się bez dogryzek.
   -Jak ja cie nie cierpię... I nie rozumiem... -Wypaliłam
   -Co masz na myśli? -Ten jego uśmiech...ugh
   -Bo teraz jesteś miły, a w otoczeniu innych jesteś jakiś inny... Zamknięty, gburowaty po prostu wredny..
   -Taki już mój urok -spojrzałam na niego i wybuchłam śmiechem.
         Po siedzieliśmy tak chwilkę później obejrzeliśmy jakiś film i tak mi zleciał dzień. Po 21 Kastiel stwierdził, że już będzie szedł, więc nie zatrzymując go, odprowadziłam go jak przystało na gospodarza a sama, godzinę później zasnęłam na kanapie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz