Jest już po
12, a ja bez czynnie siedzę na tej kanapie i zajadam się ciasteczkami.
Najchętniej to bym gdzieś wyszła, ale samej mi się nie chce ruszyć czterech
liter. Dziś mam dzień lenia. Miałam właśnie się wygodnie ułożyć gdy usłyszałam
dźwięk dzwonka do drzwi... No pięknie, ani chwili spokoju. Wstałam i
poczłapałam do drzwi. Gdy je otworzyłam zamarłam...
-No nareszcie, ile można czekać, my tu zamarzamy. -Powiedziała
dobrze znana mi osoba
-Cześć Alexy, hej
wszystkim. Co wy tu robicie? -Spytałam dalej stojąc zszokowana
-Zabieramy cię na
sanki, tyle śniegu spadło, że trzeba go wykorzystać. No już, już masz 5 min.
-Właściwie czy mam coś
do powiedzenia? -W sumie to było raczej pytanie retoryczne
-Nie! -Wszyscy
odpowiedzieli chórem, na co się zaśmiałam. Za dużo nie wymyślałam, tak jak
stałam tak wyszłam, ubierają uprzednio kurtkę i buty. Ale tego się nie
spodziewałam, że wszyscy tu będą, a mówiąc wszyscy to miałam także na myśli
gbura z którym całą drogę się przekomarzałam. Od czasu do czasu złapałam Nata,
jak na mnie zerkał. Na czele szedł Alexy z Rozą. A wiecie co jest najlepsze, że
był z nami nawet Leonard. Haha...pełne imię zawsze mnie rozśmiesza.
Byliśmy już na
górce dobre dwie godziny, w tym czasie dużo się wydarzyło, Alexy cały czas
dokuczał Arminowi, za co ten odwzajemniłam go różnymi wyzwiskam, nawet
stworzyliśmy tak zwany pociąg, czyli podoczepiane wszystkie nasze sanki. To
było najlepsze, kiedy był ostatni zjazd Armin razem z Kastielem uknuli chytry
plan. Armin 'kierował' siedząc z przodu a Kastiel na samym końcu, gdy byliśmy w
połowie zjazdu ci w tym samym czasie skrecili co spowodowało, że wszyscy jak na
zawołanie pospadali. Roza wylądowała plackiem na mnie, nieco dalej Nat, Alexy i
Leo, a Armin z Kasem tarzali się ze śmiechu. Pierwszy raz widziałam takiego
Kastiela. Gdy zaczęło robić się nam zimno i mieliśmy już wracać podszedł do
mnie Nat. Pytał się mnie czy ja go unikam i inne takie ale wytłumaczyłam mu, że
nie, po prostu chce odpocząć a teraz chce spędzić miło czas. Kiedy skończyliśmy
rozmowę Nat dostał kulą śnieżną w głowę na co wybuchnęłam śmiechem. Nie obyło
się, że za to dostałam też. I tak właśnie powstała bitwa śnieżkowa.
Godzina
16 a ja siedzę już pod kocem z gorącym kakao. Fajnie, że znajomi wyciągnęli
mnie na dwór. A pewnie się zastanawiacie, czemu nie było Kentina. A nie było go
gdyż razem z rodzicami pojechał na narty na całe dwa tygodnie. Z rozmyśleń znów
wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Ugh...
-Kas...?
-Też się cieszę, że
cię widzę -powiedział z tym jego chytrym uśmieszkiem na twarzy.
-Co ty tu?
-Wiem, że siedzisz
sama w domu, a że ja właśnie wracam ze sklepu to pomyślałem, że zajde. Mogę
wejść młoda?
-Mówiłam Ci, żebyś nie
mówił do mnie młoda... -Już mnie wkurzył hehe...wpuściłam go i wróciłam pod
koc. Siedzieliśmy tak przed dłuższy czas, wygłupiając się, no i nie obyło się
bez dogryzek.
-Jak ja cie nie
cierpię... I nie rozumiem... -Wypaliłam
-Co masz na myśli?
-Ten jego uśmiech...ugh
-Bo teraz jesteś miły,
a w otoczeniu innych jesteś jakiś inny... Zamknięty, gburowaty po prostu
wredny..
-Taki już mój urok
-spojrzałam na niego i wybuchłam śmiechem.
Po siedzieliśmy tak chwilkę później obejrzeliśmy jakiś film i tak mi zleciał
dzień. Po 21 Kastiel stwierdził, że już będzie szedł, więc nie zatrzymując go,
odprowadziłam go jak przystało na gospodarza a sama, godzinę później zasnęłam
na kanapie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz