piątek, 23 października 2015

Rozdział 14



Cześć kochane ;* Ponieważ, pod 12 rozdziałem jak na ten blog było dość dużo komentarzy postanowiłam napisać kolejny.
Cieszę się z nowych czytelniczek. Wiem, że nie grzecznie jest prosić o takie rzeczy i powtarzać się, ale proszę o komentarze. One są naprawdę motywujące ;)





Rozdział 14

     -Mam pytanie? -Spytałam
    -Czy mogę was przytulić? -Nie mineło kilka sekund a zostałam zgnieciona w wielkim niedźwiadku
    -Ee.jj… Chłopaki… Zaraz mnie udusicie i co wtedy będzie? Hmm…? –Jednak chłopak to ma siłę a jeszcze jak trzech się nagle przytula z każdej strony to brak tlenu. Po paru chwilach znów zaczęłam oddychać.
    -To co teraz? Wypad w miasto? –spytał Armin. Popatrzyłam się na zegarek i dochodziła 19 ale trudno z nimi chyba mi nic nie grozi, pokiwałam głową na tak jak i Nataniel i Kastiel. Za chwilę czułam wibracje w kieszeni wyciągnęłam a tam na wyświetlaczu Roza.
  -Halo? –spytałam
  -Halo… Kat? Przez tą szkołę zapomniałam kompletnie, że dziś są Mikołajki, a to dzięki Leo bo dostałam od niego piękny naszyjnik z moim imieniem. –trajkotała jak najęta.
  -Roza, Mikołajki to nic takiego. –Mówiąc przy tym widziałam jak chłopacy spojrzeli na siebie a Nat walnął się prostą dłonią w czoło, wyglądało to komicznie.
  -Ja nie obchodzę takich pośrednich świąt jak na przykład właśnie Mikołajki czy Walentynki.
  -Jak to?! Jak możesz? No trudno ale i tak Ci złożę życzenia. Wszystkiego Świątecznego, dużo przyjaciół i miłości. –na ostatnie słowo prychnęłam w słówkę.
  -Co mi prychasz? Hmm…?
  -Ja? To twój telefon szwankuje. Roza, ja muszę kończyć bo jestem na próbie. –wyjaśniłam, Roza powiedziała, że wtedy nie przeszkadza i sama wraca do Leo, ‘dałyśmy’ sobie jeszcze buziaczka i się rozłączełyśmy.
     -Mikołajki! No tak, a ja nawet nie mam prezentu dla ciebie. –powiedział Armin. On czasem naprawdę zachowuje się jak Alexy, ale to śmieszne.
    -Daj spokój. Nie obchodzę ich i tak. To co z tym spacerem? –spytałam chłopaków.
    -Idziemy, chodź maleńka. –powiedział Kastiel.
    -Co? Ty serio dziś coś brałeś? –zaśmiałam się ale też przed tym zgromiłam go wzrokiem. Mieliśmy już wyjść ze szkoły ale jakimś cudem dyrektorka była jeszcze w tej zapyziałej budzie i nas zatrzymała. No pięknie…
    -Stać. –powiedziała jak na nią dość spokojnie. Poparzyliśmy się na siebie a potem na dyrektorkę która właśnie doszła.
    -My już właśnie wychodziliśmy. –tłumaczył Nataniel.
    -Wiem o waszych próbach w piwnicach. –po minach chłopaków widziałam strach w oczach, w końcu nic jej nie mówili.
   -Ale jak! –krzyknął Kas
   -Młodzieńcze innym tonem. Na każdym korytarzu są kamery i też w piwnicy.
   -CO! Pani jest nie normalna, na korytarzu jeszcze rozumiem ale w piwnicy?! Zero prywatności! –zaczął krzyczeć Kastiel. Czyli dzięki babce przed nami wrócił powrotem stary buntownik, haha
   -Uspokój się! –krzyknęła na niego.
   -Ja w innej sprawie. pozwolę wam na próby w szkolnej piwnicy, ale pod jednym wyjątkiem. –już się boję
   -Organizowana jest dyskoteka Mikołajkowa. –przewróciłam oczami na to słowo. –I chcę żebyście wystąpili, a szkoła zaoszczędzi przynajmniej na DJ
   -Nie ma mowy. –wyrwało mi się i w tym samym Kasowi
   -Ej… To nie jest głupi pomysł. Zresztą gdzie chcecie wtedy ćwiczyć? –powiedział Nat.
   -Nie będę grał dla tych wszystkich palantów. –odpowiedział czerwono włosy
   -Wiesz… Między Bogiem a prawdą nie mamy żadnego miejsca na próby oprócz tej piwnicy. Ja mogę zagrać. –powiedział Nat a mu przytaknął Armin. Po dłuższym namyśle też się zgodziłam, przecież gdyby nie ja to by nie grali w ogóle a jeszcze do tego mogą starcić miejsce prób.
   -A więc tak stawiacie sprawę? –powiedział Kas. –A kiedy ten koncert? –zwrócił się do dyrektorki
   -Za tydzień w piątek. Czyli załatwione. A teraz już idźcie do domów. –powiedziała i poszła w soją stronę.
    -No pięknie! A co my zagramy niby na tej dyskotece? –to jest najmniejszy problem, problem w tym,  że nie lubię chodzić na dyskoteki.
    -To najmniejszy problem. Ale tym zajmiemy się później teraz chodźcie bo już mam dość widoku tego budynku. –zwróciłam się do nich. Kiedy byliśmy już na dziedzińcu znów ktoś dzwonił. James? Dziwne. Ostatnio kiedy z nim rozmawiałam to tydzień po tym jak… zresztą.
  -Halo? James?
  -Hejka piękna. –powiedział.
  -Nie słodź proszę.
  -Dlaczego? Przecież jesteś ładna? –ah to tak?
  -Czyli już tylko ładna a nie piękna? –po drugiej stronie słyszałam śmiech.
  -Wszystkiego naj. Udanych Mikołajek. –złożył mi życzenia
  -O Bosze… Tylko nie to… -co ich tak nagle wzięło
  -Co się stało? –spytał.
  -Nie obchodzę Mikołąjek… Ał… -głupi, krzywy chodnik prawie co a bym znalazła się plackiem na chodniku, za mną słyszałam śmiech chłopaków.
  -Bardzo śmieszne… Ha Ha Ha –wzróciłam się do nich.
  -Co się stało? Do kogo mówisz? –usłyszałam w słuchawce
  -To się stało, że przez krzywy chodnik prawie bym się zabiła i ci palanci za mną co idą się zaczęli śmiać. –ale jak słyszę nie tylko oni bo usłyszałam po drugiej stronie śmiech.
  -Hahahahahha… Oooo… Takie powodzenie masz? –tym razem ja się zaśmiałam.
  -Pewnie… Wracam z próby i właściwie nie wiem w jakim kierunku mam iść bo nawet nie powiedzieli gdzie idziemy.
  -Do kawiarni na czekoladę! –usłyszałam Armina.
  -Kto to? –spytał
  -To Armin. –usłyszałam tylko ‘yhym’
  -Dobra ja kończę, nie przeszkadzam. Pa śliczna. –powiedział
  -Pa brzydki. –na co wybuchnęłam śmiechem.
  -Ej ej…
  -Dobra, pa przystojniaku, lepiej? –powiedziałam
  -O wiele. –po tym się rozłączyłam. Schowałam komórkę do spodni i spojrzałam się gdzie jesteśmy i okazało się, że pod naszym celem.

***
            W kawiarni spędziliśmy z dwie godziny. Potem każdy rozszedł się w swoją stronę. Ale oczywiście na mój pech czerwono włosy musi mieszkać niedaleko mnie i byłam skazana na niego. Przez całą drogę się nie odzywałam. Kiedy byliśmy niedaleko domu Kas wpadł na genialny pomysł aby popchnąć mnie na wielką zaspę śnieżną. Zaczął się prawie turlać ze śmiechu.
   -Pogięło Cię ! Jest zimno i teraz mi jeszcze zimniej i na dodatek mokro! –krzyczałam na niego.
   -Oj… Jesteś od jakiegoś czasu strasznie przybita i zamknięta w sobie, chciałem cię trochę rozluźnić. –powiedział przez śmiech.
   -A nie pomyślałeś, że ja nie chcę! –krzyknęłam i wstałam zaczęłam iść dalej.
   -Katina?! Co się stało?! –krzyczał za mną.
   -Nie interesuj się! Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie wiedziałeś?! –odkrzyknęłam. Potem było dziwnie cicho do chwili gdy ktoś we mnie nie trafił śnieżką. A kto mógł być tak mądry? No oczywiście ten gbur.
   -Debilu! –ten tylko się śmiał. Mu serio coś odbiło dzisiejszego dnia. Ale nie byłam mu dłużna. Po chwili i on dostał śnieżką w łeb.
    -Trafiony, zatopiony!
    -Osz ty! – i tak zaczęła się wojna na śnieżki. Koło 22, zdziwiłam się na tą godzinę , zadzwonił ojciec Kasa, że psa miał wyprowadzić. Ten tylko odpowiedział, że jest nie daleko i może wyuścić Demona a on go zawoła.
    -Dobra, ja już się zwijam. Jest już późno. Uściskaj Demona ode mnie. –powiedziałam i weszłam do domu zostawiając go przed drzwiami. Jedyne co potem jeszcze słyszałam to to jak Kastiel wołał psa. Mam już dość tego dnia. Wzięłam szybki prysznic i weszłam pod kołdrę zabierając jeszcze laptopa. Weszłam na faca a tak wiadomość od Smila.
  Świetnie dziś było co nie? Oczywiście nie wliczając zajęć w szkole.
  Dotarłaś żywa do domu? Kastiel nic nie wymyślił głupiego? A kto dzwonił do ciebie dzisiaj 
  jeśli można spytać?
Ja:
  Tak było świetnie. Wiesz fajniejszy jesteś chyba poza szkołą niż w szkolę. Tak dotarłam do szkoły. 
  A Kastiel... hmmm… Pomijając zaspę w której dzięki niemu wylądowałam i bitwę na śnieżki 
  to chyba  nic. Tak można wiedzieć, dzwonił James.
N:
  Co proszę! Go samego nie można zostawić sam na sam z jakąś dziewczyną. Ten James?
Ja:
  Oj nie przesadzaj bo pomyślę, że jesteś zazdrosny. Tak ten, piszemy czasami do siebie.
  Dobra kończę idę spać
N:
  Ja zazdrosny? Phh..
  Taaa.. Dobranoc
            Wylogowałam się, zamknęłam laptopa i odeszłam w objęcia Morfeusza. Hahaha… Ale to śmiesznie brzmi.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz