Rozdział 26
*Kastiel*
Wiedziałem, że kiedyś dojdzie do takiej sytuacji gdy Katina się odnajdzie i wszystkiego się dowie. Ale to w jakim stanie była i jak pobiegła...
-Gdzie ona pobiegła... -odezwała się matka
-Teraz to się interesujesz? A wcześniej nie było po co?! -miałem wielki żal do matki gdy zabierała Kati od nas. Jest coś co jej obiecałem i dotrzymam słowa.
-Ja za nią pobiegne tak bedzie najlepiej. I nawet się mogę domyśleć gdzie mogę ją znaleźć. -Nie miałem ochoty więcej nic mówić więc pobiegłem do dobrze znanego mi miejsca.
*Martin i Berta*
-O jakim wypadku ona mówiła? -spytał
-Eh...
-Coś Ty jej nagadała?
-Powiedziałam,że jej tata z bratem zginęli w wypadku samochodowym. -Zamarłem..Teraz też rozumiem zachowanie Katiny jak była u Nas w domu. Nawet tego nie skomentowałem. Może też tak bym powiedział sam nie wiem.
-Miejmy nadzieję, że Kas ją znajdzie z nim bedzie bezpieczna. A teraz nie pozostaje nic tylko pojechać do domu i czekać na jaką kolwiek informacje.
*Kastiel*
Wbiegłem do parku i nie myliłem się zauważyłem ją skuloną pod drzewem. Siedziała tam taka bezbronna. Teraz wiedząc, że siostra się odnalazła i to była dziewczyna co irytowała mnie, to w stosunku do niej będę się o wiele lepiej odnosił. Tak wiem zdziwieni moim nagłym innym charakterem. No ale co wy byście zrobi na moim miejscu czy nawet jako chłopak z dziewczyną.
Podszedłem do niej i usiadłem obok niej.
-Katina? -nie zareagowała
-Kati? -Dalej nic ale...
-Większość życia żyłam świadomością, że mój tata i brat nie żyją. Nawet ich nie pamiętałam a bardzo bym chciała. -westchnęła i usłyszałem znowu szloch.
-Spójrz na mnie. -Powiedziałem. Wtedy ona podniosła głowę. Wyglądała straszenie. Opuchnięte oczy, łzy spływające.
-Też się czuje winny... Obiecałem tobie, że Cię znajde. A jak już się pojawiłaś nawet Cie nie poznałem. -zakłopotany podrapałem się po karku. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji.
-Kas.. Odnalazłeś. -Po tych słowach mnie przytuliła. Po chwili odwzajemniłem uścisk. Była taka drobna. Wtedy wpadłem na pewien pomysł. Podniosłem ją. Ta lekki wydała z siebie pisk.
-Coś Ci pokaże. -Obszedłem całe drzewo a było ono dość duże. Postawiłem ją na nogi i..
-To tu. -Wskazał palcem na pień. Znajdowały się tam wyryte nasze inicjały
-Ojejku... One są... -Dotknęła je i się uśmiechnęła. Czyżby komuś lekko się poprawiło
-Są i mają się dobrze. A teraz mała choć zaprowadze Cię do domu. -ta się wzdrygnęła.
-Nie chce tam dziś iść. Rozumiesz? Nie chce ... -Wyjąłem telefon i wykonałem szybko telefon.
-Załatwione mała.
-Chcesz dostać w łeb za tą małą? -usmiechnąłem się chytrze.
-Czyżby humorek wracał? - Ta wysunęła mi język.
-Lepiej schowaj ten język. Z Kastielem się nie zadziera. -ta nagle wybuchła śmiechem.
-Ciebie się nie boje. To co idziemy? -Spytała
-Pewnie chodź.
-Hmmm... W zasadzie gdzie mnie prowadzisz?
-Mój przyjaciel nas przenocuje.
Troszkę się wyjaśniło, czekam na więcej tekstu☺
OdpowiedzUsuńZrobiłaś nadzieje dwoma dniami z rzędu, czekam na kontynuację ☺
OdpowiedzUsuńBędzie next?
OdpowiedzUsuń